Analiza matematyczna
Satan: Cześć, pytanie odnośnie literatury. Macie jakąś książkę wartą przeczytania z analizy
matematycznej? Najlepiej taka, by była dostępna. PDF to trochę słabo, ale od biedy ujdzie, jak
innej możliwości nie będzie
17 gru 23:12
wredulus_pospolitus:
A o jakim poziomie analizy matematycznej tutaj mówimy? W jakim celu chcesz się zapoznać z tym
tematem?
17 gru 23:14
PW: Przeczytać książkę z analizy?
17 gru 23:15
Satan: @PW Przeczytać, zanalizować, wynieść jakąkolwiek z niej wartościową wiedzę
Generalnie jestem na pierwszym roku studiów matematycznych, więc nie będzie to jakiś wysoki
poziom. Generalnie chcę co nieco rozwinąć swoje umiejętności matematyczne.
17 gru 23:19
Adamm:
Rudin, Podstawy analizy matematycznej
A od biedy i Fichtenholz ujdzie.
17 gru 23:22
PW: Panie Kolego, śmieję się bo wiem jaki to mozół. A prowadzący zajęcia nie zalecili żadnej
literatury? Trzymałbym się tego.
17 gru 23:23
Satan: Domyślam się, że pewnie w pewnym momencie będzie to dość nużące. Właściwie nie przypominam
sobie, by prowadzący podał jakąkolwiek literaturę, tak to bym zaczął właśnie od tego.
17 gru 23:27
Adamm:
Rudin to trochę inaczej robi. Najpierw jest topologia, algebra.
Może być przez to trochę ciężej.
W Fichtenholzu zaczynamy od podstaw, przez co jest przejrzysty.
Jednak dużo własności topologicznych napomkniętych w Fichtenhlozu, staje
się banalnie prostymi wnioskami z topologii, więc polecam trochę na początku pocierpieć,
i przeczytać tego Rudina
17 gru 23:28
wredulus_pospolitus:
Bo tak naprawdę na pierwszym roku matematyki najistotniejsze co Ciebie czeka na analizie
matematycznej to ... oduczenie się niemalże wszystkiego co Ci wbijali do łba w liceum
Smutne, ale prawdziwe
17 gru 23:29
PW: Nie straszcie Kolegi na samym wstępie kariery.
Rudina "Podstawy analizy matematycznej" są stanowczo za trudne dla studenta pierwszego roku,
tytuł jest mylący.
Dawnymi czasy tego nie było, ale dzisiaj uczelnie publikują w internecie tzw. syllabusy, jest w
nich zalecana literatura. Zaglądałeś?
17 gru 23:38
Satan: Adam, z pewnością rozważę obie opcje, może nawet zacznę od Rudina. Czasem trzeba pocierpieć
@wredulus
pospolitus To akurat widać, bo niestety, ale w szkołach uczą robienia pod klucz, albo
jednym/dwoma sposobami. Najgorsze jednak jest to, że jest straszne równanie "do poziomu". Na
studiach nie potrafi student, to jego sprawa. W szkołach to sprawa nauczyciela. Przynajmniej
ja odniosłem takie wrażenie jeszcze ten rok temu
17 gru 23:41
Satan: PW, to mnie teraz zaskoczyłeś. Nie wiedziałem o czymś takim i faktycznie, jest zamieszczona
pewna literatura na stronie uczelni
Najciemniej jest pod latarnią.
17 gru 23:46
jc: Też polecam Rudina. Fakt, trochę topologi na początku, ale dzięki temu wiele spraw
staje się łatwiejszych.
Ciekawą książka jest podręcznik Mikusińskiego. Autor możliwie krótką
drogą prowadzi do pochodnych, całek i szeregów funkcyjnych.
17 gru 23:48
jc: Dodam oczywiste stwierdzenie: jednemu odpowiada taka książka, innemu zupełnie inna.
Fichtenholtz zupełnie mi nie leżał.
17 gru 23:51
wredulus_pospolitus:
Na studiach też tak do końca nie jest, że to nie interesuje prowadzącego.
O ile profesor (najlepiej zwyczajny) w podeszłym wieku może mieć 'wyjebane', że połowa roku
obleje, o tyle już doktorant trzęsie portkami jak dostaje 'idiotów' w grupie i musi ich
przepuścić.
Niestety − uczelnie dostają kasę za 'głowę', więc 'głowy trzeba trzymać'. Koleżanka swego czasu
robiła doktorat na uczelni którą kończyliśmy. Prowadziła jakieś idiotyczne zajęcia na IV roku
(matematyki oczywiście). Miała studentka który (będąc na IV roku studiów dziennych) nie
wiedział co to jest logarytm
Co lepsze − chłopaka NIE MOGŁA oblać. Przepchnęli go na V rok, a tam druga z koleżanek miała z
nim dalsze przeboje.
Czasy kiedy to 3/4 rocznika oblewała i siedziała na warunkach z jakiegoś przedmiotu to już
przeszłość. Teraz doktor, którego przedmiot obleje (pierwszy termin) 50% studentów jest
wzywany na dywanik do szefa katedry (a jeżeli on nim jest, to do dziekana), bo ten z kolei był
wzywany na dywanik do rektora.
Wierz mi, wielokrotnie widziałem sytuację jak doktorzy, a i profesorowie zwyczajni zaciskali
zęby, ale robili dodatkowe (i to łatwiejsze) terminy.
Pamiętam jak na swoich studiach (nie powiem − byłem chodzącym leniem
i w teczce miałem wpis:
"zdolny, ale leniwy"
już po miesiącu prowadzonych ćwiczeń przez profesora Gębę) największą
bolączką drugiego roku była topologia. Doktor (nie pamiętam już nazwiska) stosował krzywą
Gaussa w celu ustawienia poziomu od jakiego zalicza egzamin końcowy. W naszym przypadku krzywa
Gaussa została przesunięta tak niebezpiecznie w stronę 0%, że zaliczał od podajże 35% (a
pierwszy termin zaliczał co drugi student). Na drugim terminie były TE SAME zadania co na
pierwszym, efekt mizerny. Trzeciego terminu nie chciał dać, ale dał, bo studenci wybłagali
dziekana. Idąc na trzeci termin (zadania te same co na poprzednich egzaminach) asystenci od
razu podawali termin czwartego terminu oraz informację że będzie jeszcze piąty termin ale
dopiero za pół roku.
W efekcie − po piątym terminie niezaliczone miało jakieś 5% rocznika.
Inny przykład − wspomniany przeze mnie profesor Gęba prowadził na uczelni wykłady niemalże z
każdej analizy matematycznej (a trochę ich było − przedmioty były na VIII semestrach). Na
pierwszym roku poznałem studenta ( 'spadochroniarza' ), któremu profesor powiedział wprost −
"ja Panu nigdy nie zaliczę", chłop był na IV roku (od dłuższego czasu) i miał niezaliczoną
KAŻDĄ analizę począwszy od II semestru.
Takich historii jest o wiele więcej.
Tak więc −−− spokojnie, może Ci się wydawać, że nikt się nie przejmuje tym, że studenci nie
rozumieją, ale prawda jest taka, że kadra (pomijam 70−80 letnich profesorów) modli się oto,
aby 'jakoś to było'.
Zresztą − zobaczysz po pierwszej sesji jak będą kombinować byleby studenci mieli wystarczająco
szans, aby zaliczyć (jedynie skończeni idioci i obiboki nie zaliczą).
18 gru 00:03
Adamm:
Jak cię bardzo interesuję matematyka, to może zajrzyj do któregoś z doktorantów/profesorów.
Na pewno podyktują ci jakąś literaturę. A może nawet będą mieli wokół ciebie jakieś plany,
kto wie...
18 gru 00:22
Mariusz:
Tak tyle że w sieci w formacie pdf dostępny jest Kuratowski i Banach
a większość z tego była w szkole średniej
18 gru 00:49
Mariusz:
Aby zdefiniować logarytm trzeba wejść trochę w analizę i w funkcje
0. Nie zaszkodzą podstawy teorii mnogości
Powinniśmy wiedzieć co to jest zbiór, relacja itp
1. Musimy wiedzieć co to jest ciąg np funkcja z N w R(lub C)
2. Znać dwie równoważne definicje granicy Heinego i Cauchyego
| x | |
3. Zdefiniować sobie funkcje f(x)=limn→∞(1+ |
| )n |
| n | |
4. Znając podstawowe wiadomości o funkcji takie jak
np różnowartościowość superpozycja itp aby zdefiniować funkcję odwrotną do f(x)
W ten sposób mamy logarytm o jednej podstawie ale podstawę możemy zmienić
korzystając z pewnego ilorazu
Można też trochę inaczej do tego podejść
log
ab=c ⇔ a
c=b
tylko że też powinniśmy wiedzieć co to jest funkcja wykładnicza
18 gru 01:10
Satan: Dziękuję Wam wszystkim
Z pewnością coś zacznę robić w tym kierunku podczas przerwy
świątecznej, ruszę skrypty z syllabusa, może zaopatrzę się w Rudina − z tego co widzę nie jest
to droga sprawa, a być może najbardziej odpowiednia
18 gru 10:24
Janek191:
U nas na I roku studiów doc. dr hab. Kazimierz Goebel prowadził wykłady
z analizy matematycznej wg Waltera Rudina ( 1975/76).
18 gru 10:31